s. Alicja
„Nie stanął przede mną Chrystus w szacie białej, nie wziął za rękę by zaprowadzić do klasztornej bramy. Nie, to było zupełnie inaczej(…)”
Za rękę Chrystus mnie nie wziął, ale wołał mnie od najmłodszych lat- postawił na mojej drodze życia Siostry Służebniczki, które swoim życiem pokazywały mi drogę do Niego.
Po raz pierwszy Jezus dotknął mojego serca podczas czytania rozważania Drogi Krzyżowej- byłam wtedy w czwartej klasie szkoły podstawowej. Wtedy powiedziałam moje pierwsze, dziecięce „TAK”. Kolejne wołanie mnie było donośne podczas obrzędu ślubów wieczystych Sióstr Służebniczek w Jarosławiu i w Przemyślu- na słowa „Oto jestem Panie, bo mnie wezwałeś”- wiedziałam, że to do mnie Bóg mówi, że ja mam na nie odpowiedzieć. Odpowiedziałam po cichu. Na głośną odpowiedź jeszcze trzeba było poczekać.
Od tego czasu zaczęła się prawdziwa przeprawa: najpierw, by powiedzieć rodzicom i uzyskać ich zgodę, a później by dopełnić całą resztę. Droga do klasztoru okazała się dłuższa niż myślałam- rodzice nie chcieli się zgodzić, bym obrała taką drogę życia więc poszłam na studia do Krakowa. Ciągle jednak czułam, że to nie moje miejsce, że zamiast jechać autobusem do Krakowa powinnam jechać do Starej Wsi…. Po zakończonym roku studiów, po wielu rozmowach z osobami duchownymi
w końcu udałam się do Przemyśla, by rozpocząć drogę życia zakonnego.
Każdego dnia dziękuje Bogu za łaskę wybrania i powołania do życia konsekrowanego
w Zgromadzeniu Sióstr Służebniczek NMP NP.
s. Beata
Pierwsza myśl o powołaniu trwała zaledwie kilka sekund. Miałam wtedy może 12 lub 13 lat. Wracają ze szkoły całą paczką, moja koleżanka zaczęła opowiadać o swoich planach pójścia do zakonu. Wtedy przez głowę przeszła mi myśl, że i ja bym chciała ale to już na pewno za późno, bo żeby zostać siostrą to trzeba wiedzieć od najmłodszych lat.
Potem nigdy do tej myśli nie wracałam.
Kończąc gimnazjum ks. Irek zaproponował nam udział w dniach skupienia u Sióstr Służebniczek. Razem z koleżanką stwierdziłyśmy, że to dobry pomysły by „wyrwać się” na weekend. I tak zaczęła się moja przygoda z siostrami, bo na jednym skupieniu się nie skończyło. Kiedy jedno dobiegało końca już liczyłam dni do następnego. Czułam się tam bardzo dobrze. Przyszedł jednak czas kiedy na adoracji poczułam ciepło w sercu, jakby Ktoś mnie mocno przytulił i wołał do siebie. Jako nastolatka na początku przestraszyłam się tego nieznanego choć miłego uczucia. Na przekór przestałam jeździć na skupienie, robiłam wszystko by zagłuszyć to co rodziło się w sercu, ale to uczucie nie dawało mi spokoju. Wróciłam ale już po to by poprosić o przyjęcie do Zgromadzenia. I tak we wrześniu 2006 roku rozpoczęła się moja wielka przygoda z Jezusem, która trwa do dziś.
Jeśli czujesz w sercu, że Ktoś cię woła nie bój się, zaryzykuj a nie pożałujesz.
s. Renata
Od najmłodszych lat odczuwałam wielkie pragnienie, aby być siostrą zakonną, było to moim najskrytszym pragnieniem i wielką tajemnicą serca przez dziesiątki lat. Odczuwałam w sercu wielką Tęsknotę za czymś, za Kimś, czego wytłumaczyć nie potrafiłam. Nie rozmawiałam nigdy z nikim o tym, co kryje się w głębi serca.
Po maturze poszłam do Kolegium Teologicznego, aby bardziej poznać Pana Boga, aby znaleźć pytanie, o co chodzi w moim sercu, skąd i za Kim ta Tęsknota.
W kolejnym roku podjęłam studia na KUL-u, na kierunku pedagogika specjalna, gdyż chciałam pracować z osobami niepełnosprawnymi. Kończąc Kolegium miałam do napisania pracę, ks. Promotor zaproponował temat o Edmundzie Bojanowskim, który w tymże roku miał być beatyfikowany. Ta Postać, tego skromnego człowieka o wielkim sercu przeniknęła mnie do głębi, pokochałam Go jak własnego Ojca, pragnęłam służyć jak Ojciec, kochać najsłabszych i oddać się cała na służbę najmniejszym i najbardziej potrzebującym. Po ukończeniu studiów podjęłam pracę w Szkole Specjalnej a później w Domu Dziecka w Rudniku nad Sanem. Tam, doświadczyłam opieki i wstawiennictwa Ojca Edmunda.
Od 14 lat jestem Siostrą Służebniczką, kocham to Zgromadzenie i Jego Założyciela. Wdzięczna jestem za każdy dzień, który Dobry Bóg pozwala mi przeżyć.
s. Weronika
Będąc małą dziewczynką, kiedy widziałam księdza czy siostrę zakonną wzbudzali we mnie podziw, nawet czasami zastanawiałam się jak to jest? Myślenie dziecka jest proste przyszedł Pan Jezus powiedział : „Pójdź za Mną”, no i się idzie. Jednak moja historia pokazuje nieco inną drogę…
Nie wiem kiedy usłyszałam w swoim sercu głos powołania, wszystko dojrzewało powoli, Pan Jezus cierpliwie kształtował moje serce, by było gotowe na jego wyjątkowe zaproszenie. Dużo dokonywało się na skupieniach dziewczyn w Przemyślu, które prowadziły Siostry Służebniczki. Na początku to były spotkania towarzyskie, jeździłam tam, bo poznałam ciekawych ludzi. Jednak po jakimś czasie zauważyłam, że na skupienia przyjeżdżają nowe dziewczyny, a ja dalej na nie jeżdżę zmienił się cel.
Powoli zaczęła się pojawiać myśl o życiu zakonnym, jednak to nie był mój plan na życie, moim marzeniem było założenie rodziny, dużej rodziny.
Do bierzmowania jako patronkę wybrałam sobie św. s. Faustynę, która w czasie mojego rozeznawania bardzo mi towarzyszyła. Byłam uparta i nie łatwo było Panu Jezusowi pokazać, że to On chce mnie dla Siebie, tylko dla Siebie. Po jednym ze skupień miałam sen. Śniło mi się, że byłam w Łagiewnikach na Eucharystii i przyszedł moment Komunii Świętej. Podeszłam do barierek, ale zabrakło Pana Jezusa, podeszłam do ławki z niczym. Kiedy tak klęczałam podeszła do mnie jakaś siostra zakonna i powiedziała, że pod pomnikiem Jana Pawła II Pan Jezus ma dla mnie prezent. Poszłam i zobaczyłam siostrę Faustynę jak w ręku trzymała habit i uśmiechała się do mnie, jednak nie był to habit Sióstr Miłosierdzia.
W klasie maturalnej pojechałam na kolejne skupienie, tym razem w ciszy. Przełomowym dniem była sobota, kiedy przyjechały młode Siostry, które zaczynały tę drogę. Już wtedy coś się zaczęło dziać w moim sercu. Wieczorem była adoracja krzyża i Siostra zaczęła śpiewać piosenkę „Nie bój się wypłyń na głębię”. Już nie miałam wątpliwości czego chce ode mnie Pan Jezus. To był pierwszy raz kiedy odpowiedział Mu TAK.