Dzisiaj (21 października) po obiedzie, chociaż kilkoro dzieci udało się już do domu, gościłyśmy tatusia naszych przedszkolaków, właściciela rasowego psa (bichon frise, rasa francusko-belgijska, pies ozdobny, do towarzystwa, szczególnie lubiany przez szlachcianki).
Spotkanie było wcześniej omawiane z dziećmi. Wiedziały, że mają stworzyć odpowiednią atmosferę, zachować ciszę, nie opuszczać swoich miejsc, by nie przestraszyć siedmiomiesięcznego szczeniaka. Wszystko było jasne i proste.
Na początku, zgodnie z planem, dzieci wykonały inscenizowaną piosenkę o jamniczku. Potem kilka słów na temat rasy bichon frise i pielęgnacji psa, lecz w pewnym momencie, nieoczekiwanie, natura zwyciężyła zwykłą edukację. Nie wiadomo kiedy krzesełka opustoszały, a tam gdzie pojawił się Yoyo, tworzyła się gromadka „ciekawskich”. Trudno dziwić się. Uroda pieska zniewalająca! Każdy chciał go dotknąć, pogłaskać, przytulić. Taki puszysty, miękki, miły, bielutki, wykąpany i wyperfumowany na dzisiejsze spotkanie.
Wiadomo, że poznanie empiryczne ważniejsze od „książkowego”. Ojciec Edmund uśmiechnąłby się, bo to przecież jedna z jego zasad.
Yoyo na podwieczorek dostał „przedszkolne jabłko”. Lubi też banany, ale głównie spożywa karmę z odpowiednio dobranymi składnikami. Jego mama jest modelką. Spotkanie było relaksujące (prawie dogoterapia). Jesteśmy umówieni, w nieco dalszej przyszłości, na kolejne prezentacje dwóch psów rasowych tegoż właściciela. Będzie to Diala (landseer; wybitny pływak, rasa kanadyjska) i Margo (berneński pies pasterski; zaprzęgowy, rasa szwajcarska).